Autor: Świadectwo,
MiÅ‚ujcie siÄ™! 4/2004 → Rodzina
Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25, 40). Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili (Mt 25, 45).
JesteÅ›my rodzinÄ…, która od dÅ‚uższego czasu styka siÄ™ z problemem tzw. dzieci niechcianych oraz pochodzÄ…cych z rodzin patologicznych. Teoretycznie mam dwóch braci, ale odkÄ…d siÄ™ga moja pamięć, w domu byÅ‚o zawsze wiÄ™cej dzieci.
KrzyÅ› „pojawiÅ‚ siÄ™” prawie równoczeÅ›nie z moim mÅ‚odszym bratem (jest miÄ™dzy nimi póÅ‚ roku różnicy). Biologiczna matka Krzysia cierpi na schizofreniÄ™, a jego ojciec jest naÅ‚ogowym alkoholikiem. Matka Krzysia, jadÄ…c do szpitala psychiatrycznego, prosiÅ‚a mojÄ… mamÄ™ o opiekÄ™ nad jej dzieckiem. Krzysiu zostaÅ‚ ochrzczony, a moja mama zaopiekowaÅ‚a siÄ™ nim troskliwie. Po dwuipóÅ‚miesiÄ™cznym pobycie u nas dziecko byÅ‚o nie do poznania – zdrowe i radosne. Po powrocie biologicznej matki Krzysia ze szpitala musieliÅ›my chÅ‚opca oddać, bo nie mieliÅ›my żadnych podstaw prawnych, aby go zatrzymać. Zgoda na powrót dziecka do domu rodzinnego byÅ‚a z naszej strony bÅ‚Ä™dem. Teraz Krzysio nie ma warunków do nauki, jest bity, gÅ‚odzony, ojciec alkoholik stanowi zagrożenie nawet dla jego życia, a my nie mamy możliwoÅ›ci oddzielenia go od rodziny. Dziecko musi być wychowywane w normalnych warunkach, w atmosferze trzeźwoÅ›ci, odpowiedzialnoÅ›ci i miÅ‚oÅ›ci. Oddanie Krzysia rodzicom byÅ‚o dużym bÅ‚Ä™dem, za który pÅ‚aci – jak zwykle – dziecko.
NastÄ™pnym dzieckiem w naszej rodzinie jest Agnieszka. Jest z nami już 10 lat. Mama i tato wyrzekli siÄ™ myÅ›li o adopcji, gdyż rodzice Agnieszki majÄ… ograniczone prawa rodzicielskie i wszystkie ich dzieci pozostawaÅ‚y pod nadzorem opiekunki prawnej. Agnieszka przyjechaÅ‚a do nas w wieku 8 lat. Z jej osobÄ… wiąże siÄ™ wiele wspomnieÅ„ (choćby z uwagi na tak dÅ‚ugi czas spÄ™dzony wspólnie na nauce, zabawie i psotach). Mój mÅ‚odszy brat dopiero teraz siÄ™ domyÅ›liÅ‚, że Agnieszka nie jest jego rodzonÄ… siostrÄ…. Jako roczne dziecko nie mógÅ‚ pamiÄ™tać, w jaki sposób Agnieszka do nas trafiÅ‚a. Nie zastanawiaÅ‚ go fakt, że nazywaÅ‚a naszych rodziców „ciociÄ…” i „wujkiem”, że nosiÅ‚a inne nazwisko, a wakacje spÄ™dzaÅ‚a ze swojÄ… rodzinÄ….
Rodzice uznali, że skoro Agnieszka ma wrócić do swojej naturalnej rodziny, to nie powinna tracić z niÄ… kontaktu. WpÅ‚yw moich rodziców (szczególnie mamy) oraz wychowanie w wierze katolickiej uksztaÅ‚towaÅ‚y osobowość i Å›wiatopoglÄ…d Agnieszki. Jest naprawdÄ™ wspaniaÅ‚a – wesoÅ‚a, uÅ›miechniÄ™ta, otwarta i pracowita, o mocnym krÄ™gosÅ‚upie moralnym. Nie wiemy, jak potoczÄ… siÄ™ jej losy, ale wiemy, że jest dzieckiem „uratowanym”, choć ta odmienność od reszty biologicznego rodzeÅ„stwa dużo jÄ… kosztuje. W tym roku Agnieszka skoÅ„czy szkoÅ‚Ä™ zawodowÄ… (ciastkarstwo). GdzieÅ› w gÅ‚Ä™bi serca mamy nadziejÄ™, że uÅ‚oży sobie życie przy nas – wtedy byÅ‚oby jej Å‚atwiej.
W czwartym roku pobytu Agnieszki u nas przyjechaÅ‚ jej starszy brat, Artur. Opiekunka prawna prosiÅ‚a, aby przyjąć go na czas nauki w szkole. ByÅ‚ on totalnÄ… „klÄ™skÄ… wychowawczÄ…” rodziców. Ten 16-letni chÅ‚opak, wychowywany dotÄ…d w rodzinie pijackiej, miaÅ‚ wiele zÅ‚ych nawyków. Cierpliwość rodziców, nadzór wychowawczy nie zdaÅ‚y siÄ™ na nic. Artur miaÅ‚ duże problemy w szkole, jednak dziÄ™ki życzliwoÅ›ci nauczycieli ukoÅ„czyÅ‚ dwie klasy. W trzecim roku pobytu u nas zażyÅ‚ celowo zbyt dużą dawkÄ™ apapu. Interwencja lekarska, pÅ‚ukanie żoÅ‚Ä…dka wykazaÅ‚o, że nie byÅ‚o to groźne dla jego życia (zażyÅ‚ mniej, niż powiedziaÅ‚). Po tym ekscesie nie okazaÅ‚, że zdaje sobie sprawÄ™ z karygodnoÅ›ci swego postÄ™powania. Za radÄ… znajÄ…cego sytuacjÄ™ ksiÄ™dza Artur zostaÅ‚ odesÅ‚any do rodzinnego domu – byÅ‚ już wtedy peÅ‚noletni i musiaÅ‚ ponieść konsekwencje swego postÄ™powania. MyÅ›lÄ™, że zbyt dÅ‚ugo pozostawaÅ‚ pod szkodliwym wpÅ‚ywem rodzinnego domu; przyjechaÅ‚ do nas za późno i już w dużej mierze tak, a nie inaczej uksztaÅ‚towany.
Sabina jest z nami drugi rok. Ma teraz 11 lat. JesteÅ›my dla niej rodzinÄ… zastÄ™pczÄ…. Sabina, przebywajÄ…c w domu rodzinnym, miaÅ‚a bardzo trudne warunki (gÅ‚ód, pijaÅ„stwo, bicie). PrzyjechaÅ‚a zawszona i wycieÅ„czona. Skierowana byÅ‚a do szkoÅ‚y specjalnej (powodem byÅ‚a powtarzana przez niÄ… po raz trzeci I klasa szkoÅ‚y podstawowej). Rodzice prÄ™dko zauważyli u niej wadÄ™ wzroku. Okulistka stwierdziÅ‚a astygmatyzm oraz nadwzroczność (potrzebne szkÅ‚a +11 i +9 dioptrii). Już jako szeÅ›ciolatka zostaÅ‚a skierowana do okulisty, ale jej rodzice zlekceważyli niebezpieczeÅ„stwo. Teraz Sabina jest pod staÅ‚Ä… kontrolÄ… lekarskÄ…, regularnie jest badana w poradni psychologiczno-Pedagogicznej. Jej braki rozwojowe na poczÄ…tku siÄ™gaÅ‚y 3 lat. Po roku systematycznej pracy i fachowej pomocy (szczególnie ze strony mamy-nauczycielki) pracownicy poradni stwierdzili już tylko 2-letnie deficyty i wykluczyli konieczność uczÄ™szczania do szkoÅ‚y specjalnej. Sabina ma nadal trudnoÅ›ci z naukÄ…. Szczególnie trudno uczy siÄ™ matematyki, która wymaga logicznego myÅ›lenia. PoczÄ…tkowo byÅ‚a bardzo nerwowa, zrywaÅ‚a siÄ™ w nocy czy rzucaÅ‚a siÄ™ na jedzenie. Teraz znacznie siÄ™ uspokoiÅ‚a; nigdy nie wspomina rodzinnego domu, nie pyta o rodziców.
Ostatni byÅ‚ kolejny maluszek – KubuÅ›. PrzyjechaÅ‚ do nas, majÄ…c pięć tygodni. OczekujÄ…c na adopcjÄ™, spÄ™dziÅ‚ z nami dwa i póÅ‚ miesiÄ…ca. ByÅ‚ czwartym dzieckiem w peÅ‚nym małżeÅ„stwie. Biologiczni rodzice stwierdzili, że nie sÄ… w stanie go wychować. Pozwolili mu jednak żyć. Znaleźli ludzi, którzy przyjÄ™li go za swoje dziecko (5 lat wczeÅ›niej adoptowali MikoÅ‚aja). Pobyt Kubusia zapadÅ‚ mi najgÅ‚Ä™biej w serce. OpiekowaÅ‚am siÄ™ nim, bo byÅ‚y to wakacje i poczÄ…tkowe miesiÄ…ce roku szkolnego. Czas spÄ™dzony z Kubusiem wspominam jako jeden z najszczęśliwszych okresów mojego życia. PatrzyÅ‚am na jego rozwój, (...) pokochaÅ‚am go chyba najmocniej ze wszystkich spotkanych w takich okolicznoÅ›ciach dzieci. Z przebywania z nim czerpaÅ‚am czystÄ… radość. MogÄ™ Å›miaÅ‚o powiedzieć, że KubuÅ› ofiarowaÅ‚ nam dużo wiÄ™cej, niż my byliÅ›my w stanie dać jemu. PrzeżyÅ‚ z nami chorobÄ™ i Å›mierć naszego ukochanego dziadziusia. Nigdy nie zapomnÄ™ pewnego zdarzenia zwiÄ…zanego z tymi ciężkimi chwilami. DziadziuÅ› zmarÅ‚ rano, zostaÅ‚am wiÄ™c z Kubusiem caÅ‚y dzieÅ„. Rodzice zajÄ™ci byli zaÅ‚atwianiem bolesnych formalnoÅ›ci. TrzymajÄ…c dziecko na rÄ™kach, caÅ‚y czas myÅ›laÅ‚am, że mój ukochany dziadek nie żyje. Wtedy dwumiesiÄ™czny KubuÅ›, jakby wyczuwajÄ…c ten szalony ból – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do mnie Å›licznie. PomyÅ›laÅ‚am: „Nie, maleÅ„ki, nie uÅ›miechnÄ™ siÄ™ do ciebie, nie dam rady”. KubuÅ›, patrzÄ…c mi w oczy, spróbowaÅ‚ drugi raz, jeszcze promienniejszym uÅ›miechem chcÄ…c rozproszyć mój smutek. PomyÅ›laÅ‚am, że nie mogÄ™, to jest ponad moje siÅ‚y zmusić siÄ™ do uÅ›miechu w takiej chwili. KubuÅ› jednak nie daÅ‚ za wygranÄ…, uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ trzeci raz i tu mnie pokonaÅ‚. ZrozumiaÅ‚am, że on – ten maleÅ„ki czÅ‚owiek – chce mi pomóc i nie mogÄ™ tego odrzucać. W tym bolesnym okresie podtrzymywaÅ‚y nas na duchu dwie rzeczy: wiara oraz obecność Kubusia. ByÅ‚o to coÅ› znamiennego: życie i zaraz obok Å›mierć. (...) DziÅ› wciąż utrzymujemy z nim kontakt. KubuÅ› roÅ›nie, rozwija siÄ™ wspaniale otoczony miÅ‚oÅ›ciÄ… rodziców i starszego braciszka.
MieliÅ›my też tzw. przypadek bliźniaczek. Ola i Asia nie byÅ‚y dziećmi z małżeÅ„stwa, lecz wedÅ‚ug sÅ‚ów ich biologicznej matki „ze zwiÄ…zku z przygodnym partnerem”. Mąż zgodziÅ‚ siÄ™ na jej powrót do domu pod warunkiem zrzeczenia siÄ™ praw do bliźniaczek. Dziećmi od razu zaopiekowali siÄ™ ludzie, którzy od 12 lat bezskutecznie starali siÄ™ o adopcjÄ™. Teraz sÄ… już formalnymi rodzicami dziewczynek. Od pierwszej chwili dzieci te sÄ… otoczone wielkÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ… ze strony rodziców oraz dziadków. Godne podkreÅ›lenia jest to, że ludzie ci nie zawahali siÄ™ stworzyć prawdziwego domu od razu dwóm maleÅ„stwom. Odwiedzamy tÄ™ szczęśliwÄ… rodzinÄ™ dość czÄ™sto, podziwiamy rozwój dziewczynek, postawÄ™ rodziców i dziadków. Dzieci wniosÅ‚y w ten dom prawdziwÄ… radość i scementowaÅ‚y więź zarówno miÄ™dzy ich nowymi rodzicami, jak i caÅ‚Ä… rodzinÄ….
Dzieci, które przewinęły siÄ™ przez nasz dom, nigdy nie byÅ‚y dla nas „kolejnym przypadkiem”. Każde z nich byÅ‚o indywidualnym, odrÄ™bnym czÅ‚owiekiem potrzebujÄ…cym pomocy. Kontakt z nimi wzbogacaÅ‚ nas, pomagajÄ…c wspólnie wychowywać siÄ™ i dążyć do peÅ‚ni czÅ‚owieczeÅ„stwa, a także do przekraczania – dziÄ™ki wierze – granic ludzkiej egzystencji. BywaÅ‚y momenty trudne (choroby, brak Å›rodków finansowych), ale warto byÅ‚o podejmować tÄ™ walkÄ™ o godność czÅ‚owieka. ChcÄ™ podkreÅ›lić wspaniaÅ‚Ä… postawÄ™ moich rodziców, szczególnie mamy, na którÄ… gÅ‚ównie spadaÅ‚ ciężar wychowywania i opieki nad gromadkÄ… dzieci. UczyÅ‚a nas, starszych, że miÅ‚ość to nie sÅ‚owa, lecz czyny. IstniejÄ… ludzie pokroju tych, którzy zdecydowali siÄ™ na adopcjÄ™ dzieci z potrzeby serca, popychani do tej decyzji nie chÄ™ciÄ… zaspokojenia wÅ‚asnych ambicji, lecz pragnieniem stworzenia prawdziwego domu dzieciom niechcianym, odrzucanym i poniżanym. Nie wolno skazywać dzieci jeszcze nienarodzonych na Å›mierć. SÄ… ludzie, którzy pragnÄ… zostać rodzicami takich skrzywdzonych dzieci. Nie wolno podnosić rÄ™ki na niewinnego, bo jak mówiÄ… sÅ‚owa wiersza: „Nie bÄ™dzie narodzenia Pana – Bóg byÅ‚by dzieckiem niechcianym”.
Mam nadziejÄ™, że dziÄ™ki ludziom odważnym i peÅ‚nym miÅ‚oÅ›ci sumienie żadnej matki i żadnego ojca nie bÄ™dzie formuÅ‚ować tragicznego wyrzutu: „Dlaczego mnie nie chciaÅ‚aÅ›, mamo? Mych oczu jak niebo i wÅ‚osów jak sÅ‚oÅ„ce. Dlaczego nie chciaÅ‚eÅ›, tatusiu, mych dÅ‚oni i nóżek biegnÄ…cych po Å‚Ä…ce?”.