Autor: Świadectwo,
MiÅ‚ujcie siÄ™! 4/2002 → Temat numeru
Opisanie wydarzeń 11 września 2001 roku jest dla mnie wciąż bardzo trudne i bolesne. W ciągu ostatnich miesięcy wielokrotnie miałam okazję analizować w myślach prawie każdą sekundę tej tragedii. Wiem, że jakkolwiek to opiszę, i tak nie będę w stanie oddać tego, co naprawdę czuję.
Budzik zadzwoniÅ‚ jak zwykle o 6:30. Jeszcze zaspana spojrzaÅ‚am przez otwarte okno... SÅ‚oÅ„ce już Å›wieciÅ‚o. „Zapowiada siÄ™ piÄ™kny dzieÅ„, wrzesieÅ„ to najpiÄ™kniejszy miesiÄ…c w Nowym Jorku” – pomyÅ›laÅ‚am.
ZaplanowaÅ‚am sobie, że tego dnia w czasie lunchu pójdÄ™ na spacer do Bartery Park, piÄ™knie poÅ‚ożonego parku nad samÄ… rzekÄ… Hudson, tuż przy wieżowcach World Trade Center. LubiÅ‚am tam spÄ™dzać swojÄ… przerwÄ™ na lunch.
Przed samym wyjÅ›ciem z domu nie mogÅ‚am siÄ™ zdecydować, które buty mam wÅ‚ożyć. Już wÅ‚aÅ›ciwie zaczęłam nakÅ‚adać bardzo wysokie i niezbyt wygodne szpilki, lecz mój wzrok padÅ‚ na pÅ‚askie, brÄ…zowe klapki z miÄ™kkiej skórki, które niedawno kupiÅ‚am. „Te klapki sÄ… wygodniejsze i też bÄ™dÄ… mi pasowaÅ‚y do brÄ…zowych spodni” – postanowiÅ‚am w myÅ›lach i w ostatniej chwili zmieniÅ‚am obuwie.
Marek, mój mąż, podwiózÅ‚ mnie do pracy samochodem. Tak byÅ‚o codziennie. PocaÅ‚owaÅ‚ mnie na do widzenia i już za chwilÄ™ znalazÅ‚am siÄ™ w swoim biurze na 82. piÄ™trze jednego z wieżowców World Trade Center. PracowaÅ‚am w tym budynku już 8 lat i czuÅ‚am siÄ™ tu bardzo bezpiecznie. ByÅ‚o to bardzo eleganckie i prestiżowe miejsce. Moje biurko staÅ‚o przy samym oknie, z którego widok aż zapieraÅ‚ dech w piersiach – Rzeka Wschodnia poprzecinana wieloma mostami; uwielbiaÅ‚am zimowÄ… porÄ… patrzeć na Å›wiatÅ‚a tych mostów. SpojrzaÅ‚am na zegarek – byÅ‚a 7:30. OdsÅ‚oniÅ‚am żaluzje i stanęłam przy oknie, aby popatrzeć na panoramÄ™ Nowego Jorku. RobiÅ‚am to codziennie. W tym dniu pogoda byÅ‚a wyjÄ…tkowo piÄ™kna i widoczność rozciÄ…gaÅ‚a siÄ™ na caÅ‚e miasto. WidziaÅ‚am nawet w oddali taflÄ™ oceanu i wschodzÄ…ce sÅ‚oÅ„ce. Ten widok zawsze mnie upajaÅ‚ i dodawaÅ‚ mi energii do pracy. Czasami żartowaÅ‚am, że z tej wysokoÅ›ci mogÄ™ zobaczyć prawie PolskÄ™. W moim biurze o 7:30 byÅ‚o zawsze okoÅ‚o 20 osób. WiÄ™kszość pracowników zaczynaÅ‚a pracÄ™ o godzinie 9:00. Czas pracy zależaÅ‚ od indywidualnego wyboru godzin.
UsiadÅ‚am przy komputerze i zaczęłam pracować nad ostatnimi poprawkami jednej z moich rocznych publikacji. PomyÅ›laÅ‚am, że już jutro siÄ™ z tym uporam, wyÅ›lÄ™ tekst do druku i zabiorÄ™ siÄ™ do nowego projektu. Moi koledzy także pracowali nad swoimi zadaniami. Pierwsza godzina pracy zleciaÅ‚a nam w skupieniu i nagle tÄ™ wielkÄ… ciszÄ™ zakÅ‚óciÅ‚ niesamowity, potężny huk. Huk ten poÅ‚Ä…czony byÅ‚ z niesÅ‚ychanym, dojmujÄ…cym syczeniem, jakby potwornego wiatru. W tym samym momencie nasza wieża zaczęła siÄ™ silnie przechylać w jednÄ…, później powoli w drugÄ… stronÄ™, tak jakby chciaÅ‚a uzyskać równowagÄ™, i w koÅ„cu stanęła w pionowej pozycji. Wszyscy, nie wiedzÄ…c, co siÄ™ dzieje, wyskoczyliÅ›my zza biurek w przerażeniu. ZauważyÅ‚am, że wysokie regaÅ‚y z biurowej biblioteki zaczynajÄ… siÄ™ przechylać, a książki spadać (na szczęście ciężkie, metalowe regaÅ‚y byÅ‚y przymocowane do sufitu i nikogo nie przygniotÅ‚y). PomyÅ›laÅ‚am w tej sekundzie, że to jest trzÄ™sienie ziemi. WiedziaÅ‚am, że te budynki nigdy siÄ™ nie zawalÄ…, przy najwyższej nawet sile wstrzÄ…sów sejsmicznych... Tak nam mówiÅ‚ nasz profesor w czasie moich studiów na Uniwersytecie Nowojorskim. PamiÄ™tam do dzisiaj jego sÅ‚owa, że mocne trzÄ™sienie ziemi może zawalić wszystkie domy na Manhattanie, ale dwie wieże World Trade Center nie przewrócÄ… siÄ™, bo majÄ… mocnÄ…, antysejsmicznÄ… konstrukcjÄ™. OczywiÅ›cie ani mój profesor, ani nikt inny nie przypuszczaÅ‚, że te niezwykle silne sÅ‚upy stalowe, które trzymaÅ‚y konstrukcje w obu wieżach, można jeszcze stopić przy bardzo wysokiej temperaturze – i wówczas budynki te siÄ™ zawalÄ….
Nigdy w życiu nie przeżyÅ‚am trzÄ™sienia ziemi i nie miaÅ‚am pojÄ™cia, co siÄ™ w takim momencie robi. KiedyÅ› kolega, FilipiÅ„czyk, mówiÅ‚ mi, że trzeba siÄ™ poÅ‚ożyć na podÅ‚odze i czekać, aż wszystko minie. ByÅ‚am w tak wielkim szoku, że w ogóle nie potrafiÅ‚am myÅ›leć logicznie. Nagle usÅ‚yszaÅ‚am bardzo gÅ‚oÅ›ny krzyk Tony’ego, naszego kierownika: „Uciekać natychmiast! Uciekać! Uciekaaać!... Natychmiast!”. ChwyciÅ‚am z krzesÅ‚a torebkÄ™ i zaczęłam biec w stronÄ™ drzwi wyjÅ›ciowych. W holu byÅ‚ już czarny, gÄ™sty dym. PamiÄ™tam, że przez uÅ‚amek sekundy chciaÅ‚am siÄ™ nawet cofnąć, bo baÅ‚am siÄ™ wchodzić w ten gÄ™sty dym, ale Tony uparcie pokazywaÅ‚ palcem w stronÄ™ schodów przeciwpożarowych. BiegÅ‚am wiÄ™c dalej za moimi kolegami, w stronÄ™ schodów, gdzie nie byÅ‚o jeszcze dymu. Przeciwpożarowe klatki schodowe byÅ‚y obudowane specjalnym betonowym materiaÅ‚em i nie miaÅ‚y żadnych okien. BiegliÅ›my, biegliÅ›my tak szybko, jak to tylko byÅ‚o możliwe. ÅšwiatÅ‚o na klatce schodowej na szczęście nie zgasÅ‚o. Moja intuicja mówiÅ‚a mi, że jesteÅ›my w Å›miertelnym niebezpieczeÅ„stwie... BiegnÄ…c, zaczęłam siÄ™ modlić. WzywaÅ‚am Ducha ÅšwiÄ™tego, aby daÅ‚ mi siÅ‚Ä™ i spokój wewnÄ™trzny. PomyÅ›laÅ‚am wtedy, że tu już tylko Pan Bóg może nas uratować... CzÅ‚owiek nic już tu nie zrobi... Przez moment czuÅ‚am, że siÄ™ poddajÄ™... PowiedziaÅ‚am sobie wtedy w duchu, że jeżeli wolÄ… Bożą jest, abym teraz skoÅ„czyÅ‚a swoje życie, to muszÄ™ to przyjąć. BiegÅ‚am jednak dalej i tak biegnÄ…c, oddawaÅ‚am tÄ™ ucieczkÄ™ w rÄ™ce Boga, proszÄ…c Go, aby byÅ‚ z nami wszystkimi w czasie tej ewakuacji i ewentualnej Å›mierci.
Nagle zauważyÅ‚am, że zaczyna mnie ogarniać jakiÅ› dziwny spokój wewnÄ™trzny. Tak jakby jakiÅ› gÅ‚os mi mówiÅ‚: „Nie bój siÄ™, wyjdziesz z tego”. CzuÅ‚am, że to nie tylko ja siÄ™ modlÄ™, ale prawie wszyscy, którzy tutaj tak biegniemy. Zaczęłam uspokajać pÅ‚aczÄ…ce kobiety. Szczególnie utkwiÅ‚a mi w pamiÄ™ci jedna z nich – mÅ‚oda, ubrana w mundur sÅ‚użby bezpieczeÅ„stwa. ZnaÅ‚am jÄ… z widzenia, bo czÄ™sto staÅ‚a na piÄ™trze i pilnowaÅ‚a porzÄ…dku. Teraz biegÅ‚a ze mnÄ… po schodach. CaÅ‚a siÄ™ trzÄ™sÅ‚a i pÅ‚akaÅ‚a. ZauważyÅ‚am, że jej granatowy mundur jest grubo pokryty jakimÅ› szarym kurzem. ZapytaÅ‚am, co jej siÄ™ staÅ‚o, że jest taka zakurzona. Nic nie odpowiedziaÅ‚a, tylko pÅ‚akaÅ‚a i bardzo siÄ™ trzÄ™sÅ‚a. (Dzisiaj wiem, że nie wolno jej byÅ‚o przekazywać ludziom żadnych informacji, aby w panice nie utrudnić ewakuacji. Ona miaÅ‚a w rÄ™ce krótkofalówkÄ™ i wiedziaÅ‚a już dokÅ‚adnie, co siÄ™ staÅ‚o i w jakim jesteÅ›my niebezpieczeÅ„stwie). Å»al mi siÄ™ jej zrobiÅ‚o i zaczęłam prosić Boga, aby jÄ… też miaÅ‚ w szczególnej opiece. ZauważyÅ‚am, że na schodach jest stosunkowo maÅ‚o ludzi, tak jakby jeszcze nie powychodzili z piÄ™ter pod nami. ZastanawiaÅ‚am siÄ™ nawet, dlaczego oni nie wychodzÄ…. (Teraz wiem, że szybkość decyzji o ucieczce miaÅ‚a wielkie znaczenie. Moi trzej koledzy z biura nie zdążyli wyjść i zginÄ™li, bo zatrzymali siÄ™ jeszcze na chwilÄ™, żeby wyÅ‚Ä…czyć komputery... Na naszym piÄ™trze liczyÅ‚y siÄ™ sekundy do wyjÅ›cia. Ci, którzy nie uciekali natychmiast, zginÄ™li, nawet na dużo niższych piÄ™trach. Niektórzy, jak siÄ™ później dowiedziaÅ‚am, czekali na instrukcje. Niestety, nie doczekali siÄ™ ich, bo gÅ‚oÅ›niki po uderzeniu samolotu przestaÅ‚y dziaÅ‚ać).
W zwiÄ…zku z tym, że wtedy, gdy zbiegaliÅ›my, schody byÅ‚y prawie puste, w ciÄ…gu 18 minut znalazÅ‚am siÄ™ na 44. piÄ™trze. Wiem dokÅ‚adnie, że tyle czasu to trwaÅ‚o, bo kiedy byÅ‚am w holu na tym wÅ‚aÅ›nie piÄ™trze, usÅ‚yszaÅ‚am drugi huk. Naszym wieżowcem ponownie zatrzÄ™sÅ‚o. Nie miaÅ‚am pojÄ™cia, co siÄ™ znów staÅ‚o. SpojrzeliÅ›my na siebie przerażeni. KtoÅ› powiedziaÅ‚, że chyba piorun uderzyÅ‚ w naszÄ… wieżę, co chyba nam wszystkim wydaÅ‚o siÄ™ nielogiczne, gdyż pamiÄ™taliÅ›my przepiÄ™kny, sÅ‚oneczny poranek. Tu, na 44. piÄ™trze, byÅ‚y już tÅ‚umy ludzi i sÅ‚użby porzÄ…dkowe kierowaÅ‚y nas na drugi ciÄ…g schodów – na naszych byÅ‚ już silnie duszÄ…cy dym. PrzesuwajÄ…c siÄ™ – nie można już byÅ‚o biec, tak nas byÅ‚o dużo – do drugiej klatki schodowej na 44. piÄ™trze, tuż obok okien zewnÄ™trznych, zauważyÅ‚am za oknem spadajÄ…ce dziwne kawaÅ‚ki różnych przedmiotów i mnóstwo kartek papieru lecÄ…cych w dóÅ‚. „SkÄ…d to wszystko leci, co siÄ™ staÅ‚o?” – pomyÅ›laÅ‚am. W holu zobaczyÅ‚am kilka osób z mojego biura. ByÅ‚am szczęśliwa, że sÄ… tu ze mnÄ…. Nikt z nas bÄ™dÄ…cych w Å›rodku budynku nie wiedziaÅ‚ (z wyjÄ…tkiem sÅ‚użby bezpieczeÅ„stwa), że to zamach terrorystyczny. Od 44. piÄ™tra nasze schodzenie w dóÅ‚ staÅ‚o siÄ™ już bardzo powolne, bo doszÅ‚o dużo ludzi z niższych piÄ™ter. ByÅ‚y momenty, że musieliÅ›my stać i czekać, aż grupa z kolejnego piÄ™tra wejdzie na klatkÄ™ schodowÄ…. Ludzie schodzili bez paniki, nikt nikogo nie popychaÅ‚ i nie przepychaÅ‚ siÄ™, aby być pierwszym. Wszystkich nas Å‚Ä…czyÅ‚ ten sam los i na każdej twarzy widać byÅ‚o ten sam wyraz, przepeÅ‚niony bojaźniÄ… i bÅ‚aganiem Boga o szczęśliwe wyjÅ›cie z budynku. Co jakiÅ› czas robiliÅ›my miejsce na schodach dla schodzÄ…cych w dóÅ‚ poparzonych ludzi. ZastanawiaÅ‚am siÄ™, skÄ…d tu ogieÅ„... Czy coÅ› siÄ™ zapaliÅ‚o? Ta niewiedza o tym, co siÄ™ staÅ‚o, w pewnym sensie nas uratowaÅ‚a, bo sprawniej i bez paniki siÄ™ ewakuowaliÅ›my. PamiÄ™tam mężczyznÄ™ schodzÄ…cego obok mnie, który zapytaÅ‚, czy nie sÅ‚yszaÅ‚am, czy ludzie z 92. piÄ™tra wyszli bezpiecznie – tam pracowaÅ‚ jego syn. Zaczęłam go pocieszać, że na pewno wyszedÅ‚. (Teraz już wiem, że w moim wieżowcu powyżej 82 piÄ™tra byÅ‚ już ogieÅ„ i nikt siÄ™ stamtÄ…d nie uratowaÅ‚...). Kiedy znaleźliÅ›my siÄ™ na wysokoÅ›ci 20. piÄ™tra, otrzymaliÅ›my nakaz od sÅ‚użb porzÄ…dkowych, aby ustawić siÄ™ w rzÄ™dzie, jeden za drugim, i zostawić jednÄ… stronÄ™ schodów wolnÄ…, dla strażaków wchodzÄ…cych do góry. Schody miaÅ‚y okoÅ‚o metra szerokoÅ›ci, wiÄ™c byÅ‚o dość wÄ…sko. Jednak wszyscy posÅ‚usznie siÄ™ ustawiliÅ›my i tak już schodziliÅ›my do samego doÅ‚u. Teraz patrzyÅ‚am na strażaków wchodzÄ…cych do góry. Ich widok pozwalaÅ‚ mi myÅ›leć, że jesteÅ›my już bezpieczni, bo w przeciwnym razie nikt nie wysyÅ‚aÅ‚by tych ludzi na górÄ™. PamiÄ™tam ich twarze. Ubrani byli w ciężkie kombinezony, na plecach mieli butle tlenowe, pot laÅ‚ im siÄ™ z czoÅ‚a. ByÅ‚o mi żal, że muszÄ… iść tam, na górÄ™. (Szli na Å›mierć, żaden z nich nie wyszedÅ‚ już na zewnÄ…trz).
Od piÄ…tego piÄ™tra w dóÅ‚ na schodach byÅ‚o dużo wody i szkÅ‚a. Wreszcie dotarliÅ›my do parteru. Nasza ewakuacja na samym dole przebiegaÅ‚a wzdÅ‚uż pasażu podziemnego. ByÅ‚ to piÄ™kny pasaż, bardzo elegancki, z wieloma atrakcyjnymi sklepami i restauracjami. Kiedy teraz zobaczyÅ‚am to miejsce, przeraziÅ‚am siÄ™. Wszystko byÅ‚o poniszczone, opustoszaÅ‚e, drzwi popalone, powybijane szyby... WzdÅ‚uż pasażu z sufitu leciaÅ‚a woda, bo wÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ automatyczny system przeciwpożarowy. (Przed naszym zejÅ›ciem paliwo z samolotów spÅ‚ynęło w dóÅ‚ ciÄ…gami windowymi i wylaÅ‚o siÄ™ na parterze, razem z ogniem. Parter wiÄ™c zaczÄ…Å‚ pÅ‚onąć zaraz po uderzeniu samolotu, ale tu udaÅ‚o siÄ™ ogieÅ„ ugasić. My, schodzÄ…c z góry, nie wiedzieliÅ›my, że zarówno nad nami, jak i pod nami jest pożar). SzÅ‚am po kostki w wodzie, która laÅ‚a siÄ™ z góry. ByÅ‚am zupeÅ‚nie mokra. SpadÅ‚ mi z nogi klapek, wiÄ™c spokojnie cofnęłam siÄ™ i wyciÄ…gnęłam go z wody. StojÄ…cy obok policjant zaczÄ…Å‚ mnie poganiać, mówiÅ‚, że mam iść i siÄ™ nie zatrzymywać. WydawaÅ‚o mi siÄ™, że jestem już w bezpiecznym miejscu, lecz w tym samym momencie usÅ‚yszaÅ‚am krzyk kobiety ze sÅ‚użb porzÄ…dkowych, żeby uciekać. „Czyżby groziÅ‚o nam jeszcze jakieÅ› niebezpieczeÅ„stwo na dole?” – pomyÅ›laÅ‚am, przesuwajÄ…c siÄ™ najszybciej, jak umiaÅ‚am ,w tej wodzie i w tych moich klapkach, które co rusz spadaÅ‚y mi z nóg, nie pozwalajÄ…c iść dość szybko. Nie mogÅ‚am poruszać siÄ™ boso – zabroniono nam tego, bo w wodzie byÅ‚o mnóstwo szkÅ‚a. PrzemieszczajÄ…c siÄ™ teraz (ok. 300 m) niegdyÅ› tak eleganckim pasażem, caÅ‚y czas siÄ™ zastanawiaÅ‚am, co mogÅ‚o go aż tak zniszczyć.
WyszÅ‚am w koÅ„cu na zewnÄ…trz, na Church Street. StaÅ‚y tu tÅ‚umy ludzi, gapiów, którzy nie mieli nic wspólnego z World Trade Center. Przyszli po prostu popatrzeć na to, co siÄ™ staÅ‚o. PrzeszÅ‚am na drugÄ… stronÄ™ ulicy, wtedy dopiero odwróciÅ‚am siÄ™ i spojrzaÅ‚am do góry. Obie wieże staÅ‚y w ogniu! Jak ten pożar przedostaÅ‚ siÄ™ do drugiego budynku?... Moje piÄ™tro byÅ‚o już dawno spalone... „Boże, czy to możliwe?” – powiedziaÅ‚am gÅ‚oÅ›no do siebie. W tym samym momencie jakiÅ› gÅ‚os wewnÄ™trzny powiedziaÅ‚ mi: „Uciekaj stÄ…d jak najdalej!”. PopatrzyÅ‚am przerażona na te tÅ‚umy ludzi z aparatami fotograficznymi i kamerami. „Dlaczego oni wszyscy tutaj stojÄ…, pod tymi pÅ‚onÄ…cymi budynkami?”. Zaczęłam momentalnie uciekać – tak szybko jak mogÅ‚am – w stronÄ™ mostu BrooklyÅ„skiego. CaÅ‚a ulica wypeÅ‚niona byÅ‚a ludźmi patrzÄ…cymi w stronÄ™ wież World Trade Center. Nagle mój wzrok zatrzymaÅ‚ siÄ™ na budkach telefonicznych, stojÄ…cych na rogu po drugiej stronie ulicy. „Może stÄ…d od razu zadzwoniÄ™?” – pomyÅ›laÅ‚am. Już siÄ™ kierowaÅ‚am na drugÄ… stronÄ™ ulicy, ale jakaÅ› dziwna siÅ‚a odciÄ…gnęła mnie od tego zamiaru, mówiÄ…c mi: „Nie! Tu siÄ™ nie zatrzymuj! Tu jest niebezpiecznie!”. PosÅ‚uchaÅ‚am tego niezwykÅ‚ego gÅ‚osu i pobiegÅ‚am dalej. Po kilku minutach znalazÅ‚am siÄ™ już przy samym moÅ›cie i wtedy odwróciÅ‚am siÄ™ po raz drugi. To byÅ‚ ten wÅ‚aÅ›nie moment, kiedy pierwsza z wież zaczęła siÄ™ walić... Potworne kÅ‚Ä™by kurzu i lecÄ…ce na wielkÄ… odlegÅ‚ość niesamowite iloÅ›ci gruzu... Gdybym siÄ™ zatrzymaÅ‚a przy telefonie, to gruz zasypaÅ‚by mnie zupeÅ‚nie... Tutaj nic do mnie nie dolatywaÅ‚o, nawet najmniejszy z odÅ‚amków. Na ulicach rozlegÅ‚ siÄ™ przerażajÄ…cy krzyk ludzi. „To niemożliwe!” – krzyczaÅ‚am. MyÅ›li mi siÄ™ plÄ…taÅ‚y... „To niemożliwe, aby World Trade Center siÄ™ zawaliÅ‚! To sen?...”. Nie wierzyÅ‚am wÅ‚asnym oczom. I do dzisiaj chwilami nie mogÄ™ uwierzyć w to, co siÄ™ wtedy staÅ‚o...
MyÅ›laÅ‚am o tÅ‚umach ludzi, którzy tam w tej chwili ginÄ… i nie można im już pomóc. PÅ‚akaÅ‚am i caÅ‚a siÄ™ trzÄ™sÅ‚am z przerażenia. PomyÅ›laÅ‚am o swoich wspóÅ‚pracownikach – czy zdążyli oddalić siÄ™ od wież przed ich zawaleniem? Zaczęłam modlić siÄ™ za ludzi, którzy tam sÄ… w tych gruzach. PoprosiÅ‚am kobietÄ™ na moÅ›cie, aby pozwoliÅ‚a mi zadzwonić z jej telefonu komórkowego. Niestety, telefon nie dziaÅ‚aÅ‚. ZapytaÅ‚am ludzi obok mnie idÄ…cych, czy wiedzÄ…, co siÄ™ staÅ‚o. Wtedy dopiero siÄ™ dowiedziaÅ‚am, że to atak terrorystyczny na AmerykÄ™ i że dwa samoloty uderzyÅ‚y w budynki WTC. „To niemożliwe!” – krzyknęłam. Zaczęłam przedostawać siÄ™ przez most w stronÄ™ Brooklynu. BaÅ‚am siÄ™ już patrzeć w stronÄ™ World Trade Center. MiaÅ‚am nadziejÄ™, że przynajmniej moja wieża siÄ™ nie zawali... Nie chciaÅ‚am patrzeć na jej „Å›mierć”. ChciaÅ‚am uciekać jak najdalej z tego miejsca...
Na moÅ›cie ogarnÄ…Å‚ mnie lÄ™k, że terroryÅ›ci mogÄ… również wysadzić w powietrze mosty. PÅ‚aczÄ…c, przedostaÅ‚am siÄ™ na drugÄ… stronÄ™ Rzeki Wschodniej. Tu, na Brooklynie, policja kierowaÅ‚a ludźmi. DawaÅ‚a wskazówki, w którÄ… stronÄ™ iść. Å»adne Å›rodki komunikacji miejskiej nie dziaÅ‚aÅ‚y. ZapytaÅ‚am policjantkÄ™ o najkrótszÄ… drogÄ™ w stronÄ™ mojej dzielnicy – Bay Ridge. OdwróciÅ‚am siÄ™ jeszcze raz, żeby spojrzeć na Manhattan. Drugiej wieży też już nie byÅ‚o... Symbol Nowego Jorku zniknÄ…Å‚... PoczuÅ‚am niesamowity ucisk w sercu. OgarnÄ…Å‚ mnie wielki smutek. ModliÅ‚am siÄ™ za tych, którzy zginÄ™li.
Mimo że byÅ‚am już w dość dużej odlegÅ‚oÅ›ci od Manhattanu, czuÅ‚am w powietrzu rozchodzÄ…cy siÄ™ zapach dymu. WszÄ™dzie unosiÅ‚ siÄ™ kurz. Ludzie zaczÄ™li zakÅ‚adać maski na twarze. SzÅ‚am pomaÅ‚u wzdÅ‚uż 5 Avenue w stronÄ™ mojego domu. WiedziaÅ‚am, że muszÄ™ przejść pieszo okoÅ‚o 15 km. ByÅ‚am zmÄ™czona fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. W gardle drapaÅ‚ mnie kurz, dusiÅ‚ dym... MiaÅ‚am bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony dziÄ™kowaÅ‚am Bogu za to, że wyszÅ‚am z tego piekÅ‚a, z drugiej byÅ‚am zaÅ‚amana caÅ‚Ä… tÄ… ludzkÄ… tragediÄ…. Do domu szÅ‚am wolno, przez kilka godzin. MyÅ›laÅ‚am o caÅ‚ym wydarzeniu, o ludziach zaginionych, o ich rodzinach, o dzieciach, które zostaÅ‚y bez rodziców. Dlaczego?...
Na dworze byÅ‚o bardzo gorÄ…co i mimo że wyszÅ‚am z budynków caÅ‚a mokra, to wszystkie rzeczy zdążyÅ‚y już na mnie wyschnąć. Ze mnÄ… szli inni z Manhattanu. Każdy wolno i z wielkim smutkiem na twarzy. ZauważyÅ‚am, że niektórzy wÅ‚aÅ›ciciele sklepików i restauracji przy 5 Avenue zamykali swoje sklepy. To wprawiÅ‚o mnie w nastrój jeszcze wiÄ™kszego lÄ™ku. W Nowym Jorku nikt w ciÄ…gu dnia nigdy nie zamyka swojego biznesu. „Czyżby caÅ‚e miasto byÅ‚o zagrożone nastÄ™pnymi atakami?” – myÅ›laÅ‚am ze strachem. KupiÅ‚am po drodze butelkÄ™ wody i idÄ…c dalej, piÅ‚am powoli Å‚yk po Å‚yku, aby przepÅ‚ukać w gardle kurz i dym. MieszkaÅ„cy Brooklynu wychodzili przed swoje domy i pytali nas, przechodzÄ…cych, czy czegoÅ› nie potrzebujemy. Kobieta (Murzynka) ze swojÄ… córeczkÄ… (może szeÅ›cioletniÄ…) staÅ‚a na chodniku i rozdawaÅ‚a nam papierowe rÄ™czniki. „Na Å›wiecie jest dużo dobrych ludzi” – pomyÅ›laÅ‚am ze wzruszeniem.
CaÅ‚y czas myÅ›laÅ‚am o tym, że muszÄ™ w jakiÅ› sposób zawiadomić męża i syna o tym, że żyjÄ™. ByÅ‚am pewna, że w Polsce moja mama i siostra bardzo siÄ™ o mnie martwiÄ… – na pewno już wiedzÄ… o tej tragedii. PróbowaÅ‚am po drodze dzwonić do męża do pracy, ale telefony nadal nie dziaÅ‚aÅ‚y. Dopiero kiedy znalazÅ‚am siÄ™ w pewnej odlegÅ‚oÅ›ci od Manhattanu, dodzwoniÅ‚am siÄ™ do męża. PodniósÅ‚ sÅ‚uchawkÄ™ jego szef. Kiedy usÅ‚yszaÅ‚ mój gÅ‚os, zaczÄ…Å‚ wrzeszczeć na caÅ‚e biuro: „Ona żyje! Marek, ona żyje!”. Po chwili usÅ‚yszaÅ‚am w sÅ‚uchawce gÅ‚os pÅ‚aczÄ…cego Marka. Ja też pÅ‚akaÅ‚am. PoprosiÅ‚am go tylko, żeby natychmiast zadzwoniÅ‚ do MichaÅ‚a, naszego syna, i do Polski. RozmawialiÅ›my krótko. DowiedziaÅ‚ siÄ™ najważniejszego, tego, że żyjÄ™. CzekaÅ‚ na ten telefon 4 godziny... Później powiedziaÅ‚ mi, że byÅ‚y to najdÅ‚uższe 4 godziny jego życia. Po tym telefonie wracaÅ‚am już do domu spokojniejsza. DotarÅ‚am tu krótko przed godzinÄ… 15. W drzwiach staÅ‚ już MichaÅ‚. CzekaÅ‚ na mnie, wiedziaÅ‚ już od Marka, że idÄ™ pieszo do domu. RzuciÅ‚ siÄ™ w moje ramiona i obydwoje zapÅ‚akaliÅ›my. Tu dopiero, w domu, w pÅ‚aczu, zaczęłam wyrzucać z siebie swoje przeżycia. PoczuÅ‚am, że nogi mam jak z waty. OsÅ‚abiona poÅ‚ożyÅ‚am siÄ™. MichaÅ‚ usiadÅ‚ przy moim Å‚óżku i trzymaÅ‚ mnie za rÄ™kÄ™. Nic nie mówiÅ‚. CieszyÅ‚ siÄ™, że żyjÄ™. Po niecaÅ‚ej godzinie przyjechaÅ‚ Marek. DÅ‚ugo trzymaÅ‚ mnie w objÄ™ciach... Nie mogliÅ›my wydobyć z siebie gÅ‚osu. O nic mnie nie pytaÅ‚. Nie chciaÅ‚, abym na nowo to przeżywaÅ‚a. Wieczorem mąż poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na Å‚óżku obok mnie z jednej strony, a syn z drugiej. TrzymajÄ…c mnie w objÄ™ciach usnÄ™li, i tak w trójkÄ™ spaliÅ›my caÅ‚Ä… noc, przytuleni do siebie i szczęśliwi, że jesteÅ›my nadal razem, że możemy siÄ™ sobÄ… cieszyć.
Dzisiaj, kiedy po 5 miesiÄ…cach od tragicznych wydarzeÅ„ 11 wrzeÅ›nia analizujÄ™ wszystkie chwile tego poranka, wiem, że każdy moment, każda moja najdrobniejsza decyzja, każdy mój krok nie byÅ‚y przypadkowe. Nieodczuwalna dla mnie wczeÅ›niej, Boża siÅ‚a kierowaÅ‚a każdym moim kolejnym posuniÄ™ciem – do życia... Nigdy wczeÅ›niej nie doÅ›wiadczyÅ‚am tak silnego dotkniÄ™cia Boga. Wiem, że jakkolwiek to opiszÄ™, nie oddam na papierze tego, co naprawdÄ™ czuÅ‚am w czasie mojej ucieczki z 82. piÄ™tra. Å»adne sÅ‚owa nie oddadzÄ… moich przeżyć. Wiem, jak wiele bliskich mi osób: moja rodzina, przyjaciele, siostry niepokalanki, które wiedziaÅ‚y, że ja tam pracujÄ™ – wszyscy wspierali mnie żarliwÄ… modlitwÄ… w każdej sekundzie mojej ucieczki. Wyraźnie czuÅ‚am te modlitwy. To prawda, że wiara przenosi góry. Wiara jest nieodÅ‚Ä…cznÄ… częściÄ… modlitwy – modlitwy w każdym jej wymiarze. To doÅ›wiadczenie umocniÅ‚o ogromnie mojÄ… wiarÄ™. ChciaÅ‚abym dzisiaj poprzez to Å›wiadectwo podziÄ™kować każdej osobie, która w tych trudnych chwilach byÅ‚a myÅ›lami ze mnÄ… i wspieraÅ‚a mnie modlitwÄ…. DziÄ™kujÄ™ z caÅ‚ego serca i polecam każdÄ… z tych osób Bożej opiece!